piątek, 20 kwietnia 2018

Kronika Akaszy

          Przestrzeń wśród mgły, oświetlona perłowym, łagodnym, błękitnawym światłem bez cienia. Jakby niekończące się kręte korytarze, bardzo obszerne. Przyjemny chłód, cisza i powaga. Całkowity brak pośpiechu, poczucie bezczasu. Spokój, ale nie senny, tylko taki spokój celowego działania w skupieniu.
        Jestem poza światami, poza czasem. Czy może ponad? Skądś dobiega cichutki szmer fontanny. Skąd fontanna między światami? Może to gwiazdy tak szumią, a może czas?
        Myślę, że nie wiem, co mam tu robić i w tym samym momencie dostrzegam Opiekunów. Poruszają się bezgłośnie, w jasno szarych, długich szatach z kapturami. Niektórzy mają je założone, ale widać ich twarze. Są bardzo dyskretni w swojej troskliwości. Niektórych przybyłych zabierają ze sobą, by im pokazać to, co mają zobaczyć, innych pytają o to, co chcą wiedzieć. Pytają bez słów, wystarczy myśl, by zrozumieli. Można też zostać samemu, jeśli ma się ochotę.

       Z korytarza wchodzi się do kulistych jak bańki pomieszczeń, których ściany są tą samą perłowo-szarą mgłą, ale kiedy już jesteś gotowy, usadowiony pośrodku, zaczyna się spektakl. Widzisz to, co chcesz lub masz obejrzeć, ale nie tak, jak film, ale jakbyś był tam, w środku. Możesz patrzeć z oddali, możesz się zbliżać. Możesz nie tylko słyszeć, czuć i oglądać ze wszystkich stron, ale też znać myśli ludzi biorących udział w tych scenach. Możesz widzieć kosmos, planety, jak i dzieje drobinki atomu. Co tylko zechcesz.
       Niektórych rzeczy nie wolno zobaczyć, ale i tak jest tego taki ogrom, że trudno to pomieścić duszy, która odwiedza to miejsce. Możesz tam zostać chwilę albo eony - przecież to miejsce jest poza czasem. Możesz snuć się po salach i korytarzach i medytować nad tym, czego się dowiedziałeś.

       Każdy jest tam traktowany indywidualnie, każdy może być prowadzony o dostawać rady, albo szperać na własną rękę.

      W pewnym momencie czujesz zdecydowanie, że masz dość, że trzeba wracać. Zamykasz oczy i przez chwilę ten nieziemski spokój w tobie trwa.

czwartek, 19 kwietnia 2018

Za horyzont

        Jestem harcerką, jest wojna. Razem z innymi z mojej drużyny przeprowadzamy akcję na dworcu kolejowym. Prześlizguję się w tłumie, widzę moje koleżanki i kolegów robiących to samo. Boję się, ale jestem też podekscytowana. Zbieramy się w kilka i czuję ciepło przyjaźni i przynależności. Walczymy po dobrej stronie.
        Nagle wszystko się zmienia, czarno-białe fotografie nasycają się kolorem. To ten sam dworzec, ten sam peron, ale jest już po wojnie.Wkoło wielu podróżnych. Ciągle koczują tu jednak grupki harcerzy, ale ja nie jestem już z nimi. Stoję na peronie przy drzwiach pociągu i mam odjechać. Jestem ubrana w kostiumik za kolana i kapelusik, nie mundurek. Wiem, że mogę ciągle jeszcze zdecydować się zostać, ale podróż mnie pociąga, bardzo.


     
       Pociąg gwiżdże i puszcza parę, zaraz ruszy. Wskakuję po stopniach i staję w otwartych drzwiach. Wtedy z grupki harcerek wychodzi jedna dziewczynka. Widzę jej twarz w zbliżeniu - jest bardzo ładną blondyneczką. Zaczyna śpiewać w jakimś dziwnym języku, niby po polsku, ale niezupełnie: "Nie dla mnie horyzoncik, a chciałam być wariuńciem...."
      Zastanawiam się, co znaczy słowo "wariunciem" - wędrowcem? wojownikiem? Wiem, że ten horyzont jest dla mnie i to, co za horyzontem.

     Pociąg odjeżdża powoli.

środa, 18 kwietnia 2018

Schody

         Schody nie mają początku ani końca. Tak przynajmniej mi się wydaje, bo prawdopodobnie jakiś początek i koniec jest, ale go nie widzę. Solidne, kamienne czy betonowe płyty lewitują w przestrzeni bez żadnego połączenia ze sobą, bez poręczy, bez muru. Lekko skręcają, jakby owinięte na niewyobrażalnie wielkiej spirali i giną z obu stron w oddali, w mgle i obłokach. Są bardzo strome.
         Wspinam się nimi z wysiłkiem, przystaję i rozglądam się. Między stopniami widzę pustkę, wokoło też przestrzeń. Dopada mnie lęk wysokości. Drętwieję z przerażenia, nie mogę się poruszyć. Wokół mnie jakieś sylwetki wbiegają i zbiegają lekko, nie zwracając na mnie uwagi. Myślę o tym, by wrócić, ale podstawa schodów też ginie gdzieś w oddali. Czy w górze jest coś? Czy dam radę wejść?

       Zastanawiam się, nasłuchuję duszy. Lęk nieco się zmniejsza, mogę się poruszyć choćby na czworakach. Mogę zjechać w dół, mogę piąć się coraz wyżej. Rozważam decyzję. Znam to, co na dole, nie znam tego, co na górze. Nie wiem, czy w ogóle coś tam jest. Znam to, co na dole i nie bardzo chcę znów tam wracać.

    Podejmuję decyzję - idę w górę.

    Nadzieja.